Zaschły Kwiat

Gdy się budzę w ustach czuje smak zgnilizny.
Z każdą chwilą biorę kolejny oddech nędzny.
Zastanawiając się czy nadal chcę. 
Grać w tej chorej życia sztuce. 
Nigdy się nie poddawałem. 
Nawet po największej ranie ożyłem.
Do pełni życia wróciłem.
Lecz teraz brak mi już sił.
Ktoś ogień we mnie wygasił.
Sprawił że tylko drobny płomyk się tli.
Mam nadzieję że on serce moje jeszcze oświetli.
Swym blaskiem sprawi że znów zacznie bić.
Nim ktoś zdoła mnie do końca dobić.

Wiem że nie jestem dobrym człowiekiem. 
W końcu chcę postawić ten świat w ogniu. 
Wyczekuje tej chwili dzień po dniu.
By ujrzeć jak wszystko płonie.
Tak jak w moim chorym śnie. 
Nie mam sił grać w tej życia sztuce.
Danej mi przez Boga skrzywionej roli.
Człowieka w wiecznej niedoli.
Mi się wszystko w życiu pierdoli.
Mam chęć krzyczeć dość.
I w kobiece ramiona wpaść.
Innych zabić.
By na świecie została nasza dwójka.
Bo reszta ludzi to rzecz zbędna.
Do szczęścia wystarczysz mi ty jedna.
Lecz muszę odłożyć mój plan bajeczny.
I dalej w ustach czuć smak zgnilizny.
Muszę się nim dalej dławić.
By się wreszcie doszczętnie wkurwić.
Bym potrafił spalić świat do imentu.
A ludzkość posłać do piekieł odmętów.
Przecie na nic innego nie zasługuje.
Tak znienawidzony przeze mnie świat. 
Więc zgniotę go w garści jako zaschły kwiat.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Zapraszam do komentowania :)